2013 Start w morskich MP

Na XXXI Morskie Mistrzostwa Polski jedziemy w zmienionym, w stosunku do roku poprzedniego, składzie. Krzysztof Sosnowski, Piotrek Kozak – jak rok wcześniej, natomiast Pawła Zdanewicza zastąpił Czarek Sękowski.
Do Mistrzostw przystąpiły 34 trzyosobowe drużyny ( w tym trzy z Niemiec ), oraz 9 zawodników indywidualnych – w sumie 111 najlepszych wędkarzy morskich kraju i czołówka zawodników niemieckich.
Dalszą relację, pozwolę sobie przedstawić „okiem zawodnika”...

I TURA

Dziś pływam na „Henryku SZ”. To dobra jednostka. Szyper umie znaleźć rybę, dobrze napływa na łowisko, warunki socjalne bez zarzutu. To ważne. Można skupić się wyłącznie na łowieniu, a nie np  na uciekającym pojemniku z rybami, czy na szukaniu miejsca, gdzie by tu położyć torbę z przynętami...
Pierwsze napłynięcia nie obfitują w rybę. Kilka bolków, nic wymiarowego. Dopiero po kilkudziesięciu minutach zaczynają się nieśmiałe branie większych „okazów”.  Nie ma rewelacji. Do połowy tury i zmiany stanowisk prowadzi zawodnik z czterema rybami. Większość ma po dwie – trzy sztuki. Ja ze swoim jednym dorszem jestem bardzo daleko. Po przejściu mam stanowisko na burcie, obok Niemca. Na dziobie stoją Marabut i Krzysiek Ziniewicz z CWM Ustka – świetni zawodnicy na najlepszym miejscu na kutrze... Rozpoczynamy drugą część tury. Łowię na pilkera z jedną przywieszką. Pierwszy rzut i ... ryba! Wymiarowa. Humor troszkę mi się poprawił. Widzę kątem oka, że reprezentant Niemiec holuje już drugą rybę. Łowi ciężko – z dwiema przywieszkami. Postanawiam się przezbroić, również zdjąć pilkera i łowić tylko na gumy. No i trafiłem w „10”... Rzut, przynęta opada w okolice dna i uderzenie. Jest kolejny dobry. Kuter pomału odsuwa się od ławicy, ale jestem w dobrej sytuacji – cały czas ryby są w zasięgu mojego rzutu. Łowię jak w transie. Każdy rzut daje mi rybę. Niemiec łowi równie efektownie, ale nie efektywnie – wyciąga same krótkie, podczas gdy ja mam wszystkie dobre... Udaje mi się wyholować siedem wymiarowych dorszy w siedmiu kolejnych rzutach. Coś niesamowitego. Z pozycji outsidera na kutrze, w ciągu kilkunastu minut wchodzę do ścisłej czołówki. Widzę nerwowe spojrzenia kolegów z dziobu. Wiem, że teraz Oni mają nerwówkę i zastanawiają się co się dzieje...
Niestety odpływamy z łowiska. Kolejne napłynięcia nie są już tak dobre. Trafia się sporo króciaków, ale między nimi dostaję jeszcze dwa rodzyneczki 52 i 58 cm. W samej końcówce Krzysiek Ziniewicz dostaje wymiarowy dublet i jak się później okazało, dało Mu to jedną rybę przewagi i  z 13 sztukami wygrywa kuter. Ja mam dwanaście dorszy. Tyle samo co Marabut. Na szczęście mam większe i mimo słabego początku, kończę turę na świetnym, drugim miejscu.
Niestety, Czarkowi i Krzyśkowi powiodło się nieco słabiej i drużynowo zajmujemy dość odległe miejsce. Mamy jednak niewielką stratę do czołówki, co pozwala mieć nadzieję, że  będzie lepiej.


II TURA

Drugi dzień zmagań witam z mieszanymi uczuciami. Mam Złotą Rybkę, niegdyś jeden z moich ulubionych kutrów. W tym roku jednak łowi mi się z niego jakoś niepewnie... Poza tym mam  na łodzi mocną ekipę, co jednak działa na mnie raczej motywująco. Od  początku widać, że dzisiejszy dzień nie będzie bogaty w rybę. Trafiamy pojedyńcze sztuki, w przeważającej mierze niewymiarowe. Nie jest dobrze. Na innych kutrach podobnie. Taki dzień prawdy. Można bardzo łatwo przegrać wszystko, ale... można też bardzo dużo zyskać. Do zmiany stanowisk niekwestionowanym liderem naszej jednostki jest Jurek Bajer z trzema wymiarowymi rybami, kilku zawodników ma po jednej sztuce i to wszystko... Schodzę na zero, ale po przejściu mam śródokręcie, a na Złotej, to bardzo dobre miejsce. Początek drugiej części łowienia znów należy do Jurka. Z dalekich rzutów za rufę wyciąga jeszcze dwie dobre ryby. Na kolejnym napłynięciu również rzucam bardzo daleko. Kuter niestety długo hamuje i po chwili mój pilker jest już daleko za rufą. Boję się splątań z innymi zawodnikami, ale coś mnie kusi, żeby jednak zostawić pilker i choć kilka razy „bujnąć” pod takim dziwnym kątem. I po chwili błogosławię swoje przeczucia. Mam mocne branie i zapinam wymiarową rybę. Czuję, że na pewno jest dobra, chociaż kuter cały czas dziwnie się kręci i mam obawę, że plecionka wejdzie mi w śrubę. Dziwne zachowanie kutra powoduje, że ryba wydaje mi się większa niż jest w rzeczywistości, ale i tak holuję bardzo ostrożnie. Im bliżej burty, tym większy czuję ciężar. Wreszcie w prześwietlonej słońcem wodzie widzę biały, szamoczący się w głębinie przecinek. Jeszcze dwa – trzy  podciągnięcia i ryba jest w zasięgu podbieraka. Nie ryzykuję brania jej „na klatę”. Delikatne podebranie i... jeeest! Zaliczyłem turę. Dwie godziny przed końcem... Ryba ma blisko 50 cm i wiem, że wśród zawodników z jedna rybą jestem najlepszy. Ale trzeba walczyć dalej. Teraz już z dużo większym komfortem. Znów rzucam bardzo daleko. Kuter na szczęście się ustabilizował i przestał kręcić... Pilker dochodzi do dna i widzę na szczytówce minimalne drgnięcie – tak biorą na opadającą przywieszkę. Zacinam mocno i mam kolejną rybę! Nie mniej emocjonujący hol i drugi dobry dorsz jest mój. Nie udaje mi się rzucić trzeci raz – jest sygnał i przepływamy na inne łowisko. Z dwiema rybami jestem mniej więcej 6-7 na kutrze. Bez ryby są między innymi Witek Janiak i Dionizy... Ale jeszcze ponad godzina łowienia przed nami. Kilka pustych napłynięć i wreszcie stajemy blisko siatek rybackich. Staram się rzucać jak najdalej od kutra, bo to, jak zauważyłem daje największą szansę na wymiarową rybę. Sąsiad po prawej stronie ma zaczep, sąsiad po lewej też – obaj siedzą w sieci. Podrywam swoją przynętę z dna i też mam zaczep, ale... mój zaczep zaczyna pulsować i daje się holować... Widzę spojrzenia moich sąsiadów mówiące: „gdzie tu sprawiedliwość”... Obaj urywają swoje zestawy a ja już bardzo spokojnie wyciągam swoją trzecią, wymiarową rybę. Czas płynie, Witek wreszcie punktuje – wyjmuje dwie ładne ryby spod kutra, Dionizy również ma swoją ciężko wypracowaną sztukę. Ja trafiam pojedyńcze – niestety krótkie. Na ostatnim napływie doławiam  czwartą rybę i znów z bardzo niekorzystnej sytuacji udaje mi się nie tylko obronić, ale i awansować na jedną z czołowych lokat na kutrze. Wygrywa zdecydowanie Jurek Bajer z siedmioma rybami. Ja jestem czwarty, trzecią lokatę przegrywam centymetrami... I tak jest świetnie. Po dwóch turach plasuję się na 10 miejscu w generalnej klasyfikacji i mam niewielką stratę nawet do trzeciego miejsca. Prowadzą Mariusz Getka i Kazik Klamrowski  - obaj z dwiema jedynkami. Drużynowo awansowaliśmy o kilka miejsc, ale jeszcze jesteśmy daleko...


III TURA

Decydujący dzień. Powinienem być zdenerwowany, a jestem zupełnie spokojny, może to będzie klucz do sukcesu? Dziś wreszcie trafiam na Shannon. To moim zdaniem najlepsza obecnie jednostka w Darłówku. Nie martwię się o dobre napłynięcia, o fachowość szypra – Kacpra. Wiem, ze tutaj wszystko będzie zależeć tylko i wyłącznie ode mnie.
Zaczęło się tak, jak tylko można sobie wymarzyć. Pierwsze napłynięcie, pierwszy rzut i mam wymiarową rybę! Drugi napływ i powtórka – kolejny dobry w pierwszym rzucie. Stojący za nadbudówką Paweł Zdanewicz łowi identycznie – obaj mamy po dwie ryby. Kolejne kilkanaście minut – ja się zatrzymuję, a Paweł doławia kolejne dwie sztuki. Rysiek Ornat też się obudził i szybko łowi trzy dorsze. Spokojnie zmieniam zestaw, zdejmuję pilker i zakładam dwie przywieszki i 80 gramową. „plombę”. Daleki rzut i mam branie jeszcze „w locie”, zanim obciążenie dotknęło dna. Pewne zacięcie i jest miło. Zawsze jest przyjemnie holować dobrą rybę z pełnego rzutu, tym bardziej, że ryby są poza zasięgiem rywali... Kilkanaście następnych minut, to chyba to, o czym marzy każdy zawodnik. Wiem gdzie są ryby i mam je tylko dla siebie. Biorą bardzo daleko, a dodatkowo jeszcze oddalamy się od ławicy. Ale każdy rzut kończy się braniem i rybą. Żaden nie spada. Wyciągam 9 ryb, z czego 5 ponad 42 cm i wychodzę zdecydowanie na prowadzenie na kutrze. Do przejścia mam 8 sztuk, drugi, Paweł Zdanewicz 6, a kolejny zawodnik  już tylko 4. Po zmianie stanowisk, nie biorą już tak dobrze, ale i tak w pierwszej godzinie doławiam jeszcze dwa wymiarowe... I teraz zaczyna się największa nerwówka i „oczy dookoła głowy”. Ryby przestały brać zupełnie, w ostatniej godzinie tylko dwóch zawodników wyciąga po sztuce. Z utęsknieniem czekam na potrójny sygnał kończący turę. Czas dłuży się strasznie. Tuż przed końcem mam piękne branie spod burty, ale rybie niestety brakuje centymetra do wymiaru... Wreszcie  doczekałem się – jest sygnał oznajmiający koniec tury. Wiem, że wygrałem, Cieszę się zwycięstwem i tym, że udało mi się mocno podciągnąć w punktacji GPX. Pomału do mnie dociera, że mam szansę  być w pierwszej szóstce na tych Mistrzostwach. Bardzo przyjemnie spływa się z łowiska ze świadomością, że miałem swój dzień. Że łowienie spokojne, pewne i bez niepotrzebnej nerwowości jest znacznie bardziej efektywne niż szarpanie się. Na brzegu łowię jednym uchem jak poszło innym. Szczególnie rywalom plasującym się bezpośrednio przede mną. Wiadomości jakie otrzymuję są jak najlepsze dla mnie... Tylko Mariusz Getka pozostał niepokonany i z trzema jedynkami zdobył tytuł Mistrzowski. Sprawa kolejnych miejsc jest jeszcze otwarta. Chłopakom z drużyny też poszło dziś bardzo dobrze – Krzysiek drugi, Czarek szósty i ostatni dzień kończymy na drugim miejscu. Obliczanie wyników szło bardzo sprawnie, starałem się nie spekulować, nic nie dowiadywać, ale i tak nieoceniony Marabut już godzinę przed oficjalnym ogłoszeniem wyników wiedział wszystko i jako pierwszy złożył mi gratulacje za zdobycie tytułu wicemistrzowskiego...   Nie bardzo chciało mi się wierzyć w tak wysoką lokatę, ale po kilkudziesięciu minutach okazało się, że miał rację. Po raz pierwszy w swojej karierze, po zdobyciu sześciu medali Mistrzostw Polski w drużynie ( dyscypliny podlodowa i morska – 2 złote, srebrny i 3 brązowe ), wreszcie nadszedł czas na sukces indywidualny. Zarówno w klasyfikacji Krajowej, jak i międzynarodowej udało mi się zdobyć tytuły wicemistrzowskie. Ogromna radość, ale i kropelka goryczy, że tak mało zabrakło naszej drużynie do tego, by stanąć na podium. Zabrakło naprawdę bardzo niewiele, ale na pewno wkład, jaki włożyli koledzy z drużyny w mój sukces był ogromny.